Musicie pamietac, ze w srodowisku rekonstruktorow bardzo niewielu jest ludzi, ktorzy dbaja o swoja bron tak jak robili to zolnierze epoki. Nam sie czesto wydaje, ze jak juz karabin wyczyszczony i mniej wiecej naoliwiony to juz mamy sprawna wunderwaffe. Przed bitwa czasem go przecieramy, patrzymy czy skalka daje iskre i dalej hajda w boj. A tu raptem sie okazuje, ze wlasnie na 5 strzalow mamy 1-3 niewypaly lub dopiero przy powtorzeniu ladunek glowny odpala.
Zolnierze epoki w koszarach zajmowali sie trzema czynnosciami glownymi: cwiczenia, sprzatanie koszarow, czyszczenie i konserwacja broni. I tak w kolko i tak wciaz.
Za dobry przyklad moge podac naszego zbrojmistrza pulkowego kpr Stefana. Na biwaku czasem jak wiekszosc z nas oddaje sie relaksowi, ale jednak znacznie czesciej przed inscenizacja wyciaga z namiotu swoja "szczelbe" i ja dopieszcza. Czysci lufe (wnetrze) smaruje zamek, sprawdza otwor zapalowy, przygotowuje skalke (lekko ja szczerbi).
A nam sie wydaje, ze skoro w domu mniej wiecej wykonalismy te czynnsci to w zupelnosci wystarczy a potem zdziwienie...
W Hizpanii w pokoju Stefana stalo 7 szt karabinow podobno przez wlascicieli przygotowanych do uzycia. I takie to przygotowania, ze kiedy Stefan z nudow je przejrzal fachowym okiem, to okazalo sie, ze z 7szt tylko 2szt sa sprawne bojowo. 5szt bylo przygotowanych "na odczep sie" i rezultatem potem sa wlasnie te denerwujace niewpaly.
Inna sprawa to skalki. Dzisiaj nielatwo kupic od reki dobra skalke, wiec kiedy juz ja kupimy jestesmy wniebowzieci i myslimy z bedzie ona sluzyc w nieskonczonosc. A jednak nawet dobra skalka po 20-25 wystrzalach juz nie daje wystarczajacej ilosci iskier a nawet jesli wciaz wydaje sie ze dobrze krzesze to jednak temperatura iskier jest juz znacznie zmniejszona. Idealem byloby zeby do wzorcowo wyczyszczonego i nasmarowanego karabinu przed kazda inscenizacja zakladac swieza skalke dobrej jakosci. Ale zycie jest zyciem. Mamy to szczescie, ze jestesmy tylko "weekend soldiers" i nie przyjdzie do nas na inspekcje gen. Fiszer lub co gorsza carewicz Konstanty bo za bron nie przygotowana perfekcyjnie czekala by nas paka a w drugim przypadku jeszcze po pysku latwo mozna bylo dostac.
Tak jest sierżancie
Ale wracając do tytułowych karabinowych boleści to podkreślam, że fabrycznie nowy egzemplarz nie powinien się tak zachowywać. Wada w którą został "wyposażony" byłaby zapewne przyczynkiem do kulki w łeb lub innego katowskiego narzędzia dla dostawcy w warunkach wojny. Cena jest i powinna być wyznacznikiem choćby minimum jakości i funkcjonalności.
Tu sie zgadzam w calej rozciaglosci. Sluszna cena winna byc gwarancja dobrego wyrobu.
Ale w omawianych przypadkach producent krajowy wiec i rekojmia zawsze jakas jest i serwis niedaleko.
Problem niestrzelajhących karabinów to u nas problem dnia nastepnego (lub poprzedniego jak kto wolui), że tak go nazwę.
Wracamy z boju, karabin do namiotu i to wszystko. A na drugi dzień zdziwienie. Tu wzorcem są Czesi. Żaden z nich nie odda się pobitewnym przyjemnościom dopóki dokładnie nie wyczyści karabinu. Dopiero pootem oddaje się uciechom. Za to na drugi dzień łapie karabin i ma pewność że będzie strzelał.
Tutaj znalazłem bardzo ciekawy link, jak radzić sobie z wysłużonym krzesiwem. Ten zółty proszek to chyba żelazocyjanek potasu, a nagrzewanie jak widać indukcyjne.
http://www.reenactor.ru/index.php?showtopic=16831
Nie chciałem zakładać nowego tematu,dlatego piszę o tym tutaj.
Otóż mam tasak piechoty (słabej jakości,jedynie do noszenia),ale kłopot w tym,że pochwa nie posiada żadnego "chwytu" głowni,stąd tasak z łatwością może z niej wypaść.
Ma ktoś może jakiś pomysł jak takowy chwytak zamontować?
Owszem,można by wmontować jakąś blaszkę na górze,jednak wyciągając tasak "haratałbym" nią po całej długości głowni (chyba że tą blaszkę okleję paskiem skóry).
Ewentualnie rozpruć skórzane obszycie pochwy oraz jej tekturowy rdzeń i na dnie zamontować takowy chwytak...
_________________ "Ulubionym zajęciem Polaków jest walka z przeważającymi siłami wroga".
Ok,dziękuję.
Następna kwestia-czy skałka dotykająca krzesiwa przed strzałem (bo jest tak długa) lepiej krzesa iskry od tej, która nie przylega do krzesiwa? Czy to jednak nie robi żadnej różnicy?
_________________ "Ulubionym zajęciem Polaków jest walka z przeważającymi siłami wroga".
Rzeczywiście, mi wtedy działa znacznie lepiej,czego dowodem była 99% skuteczność w Modlinie.
Kolejna kwestia:
w trakcie czyszczenia broni w łożu lufy-za zamkiem, zauważyłem nadpalenia i resztki prochu. W moim egzemplarzu panewka nie przylega ściśle do lufy, więc logicznym jest, że przy strzale ogień z panewki przedostaje się szczeliną między lufę a łoże w okolicach zamka. Zdaję sobie sprawę, że może to uszkadzać stopniowo drewno łoża, ale czy jest to normalne zjawisko czy powinienem jakoś zbliżyć panewkę do lufy??
Salve.
_________________ "Ulubionym zajęciem Polaków jest walka z przeważającymi siłami wroga".
Nieprzyleganie panewki do lufy to bardzo niebezpieczna sytuacja. Jako przykład niech posłuży zdarzenie jakie przeżył młody żołnierz z Ostrołęki, syn Jarka. Też miał taką szczelinkę i przy zasypywaniu panewki pod zamek każdorazowo dostawało się tam trochę drobnego prochu, trwało to do czasu aż nagromadzona jego dość duża ilość przy kolejnym strzale spowodowała jego zapłon i eksplozję pod zamkiem, o skutki pytaj Jarka.
Konieczna jest naprawa. Czasem wystarczy wybrać głębiej gniazdo pod zamek, by ten wszedł głębiej i oparł się panewką o lufę. W innym wypadku trzeba naspawać/nalutować i dopasować do lufy.
Ok, pogmerałem przy łożu i widać pewne efekty.
Oto zdjęcie sprzed operacji:
Tutaj zaś efekt:
Powodem były zaschnięte krople oleju do pielęgnacji drewna oraz niewielkie ilości smaru. Ich usunięcie i wyrównanie zmniejszyło szczelinę. Pytanie czy to wystarczy.
Odpowiedź przyniesie następne czyszczenie po strzelaniu...
Salve i dzięki za podpowiedzi.
_________________ "Ulubionym zajęciem Polaków jest walka z przeważającymi siłami wroga".
To wcięcie po środku panewki, tuż przy lufie, może być problematyczne. Zazwyczaj powstaje w skutek działania nieprawidłowo wykonanego otworu zapałowego (wypala się panewka).
Co do szczeliny między panewką a lufą, dobre efekty daje naniesienie wosku na powierzchnie stykowe panewki i płyty zamka. Po przykręceniu zamka wyciśnięty nadmiar zeskrobujemy.
Ten patent nie sprawdza się latem i przy intensywnym ogniu, kiedy lufa rozgrzewa się tak, że wosk się topi i spływa.
Zamiast tego ze względu bezpieczeństwa można by zastosować inny materiał odporny na temperaturę. Przykładowo kit do okien czy inny wypełniacz (glina, gips, kreda itp.) zmieszany z pokostem lnianym.
Ernest
Dołączył: 29 Sty 2010 Posty: 369 Skąd: Gród Legionów
Wysłany: 2011-09-14, 22:45
Próbowałem. Efekt był taki że przy strzale kawałek wosku mało mi oka nie wybił. Być może woskowałem nieumiejętnie, lub wosk był nieregulaminowy, ale trzeba uważać.
_________________ "bo rekonstrutorem się zaczyna byc
gdy można rąbac, kłuc i bic"
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum