Naprawdę świetny wyjazd. Miły i klimatyczny. Twierdza robi niesamowite wrażenie. Zwłaszcza nocą, w blasku świec z latarenek.
Spanie w kazamatach okazało się całkiem znośne. Spodziewałem się większej wilgoci
Do Modlina to pojechałem niejako siłą rozpędu, bo jakoś tak mi się o nim zapomniało a kiedy spojrzałem jeszcze w pracy do kapownika z rozpisanymi urlopami to już kilka dni wcześniej zacząłem przebierać nogami kiedy okazało się, że to nie ja w ten łykend będę pędził naftę. Szybka decyzja z kolegami z Płocka i wyjazd umówiliśmy na 17tą w piątek, żeby nie stracić nawet tego popołudnia. Środę i czwartek miałem delikatnie mówiąc przegwizdaną z powodu chęci odciążenia małżonki w przyszywaniu guzików do munduru dla naszego nowego debiutującego w nowym własnym uniformie kolegi, nazwijmy go umownie-bratanek.
Jak to zwykle w życiu okazało się, że wyjazd opóźnił się o 70min co wtedy wydawało mi się nieodżałowaną stratą. Te marne 80km pokonaliśmy nie wiadomo kiedy, choć we dwóch z Piotrem okazało się bowiem, że szkoła ma swoje prawa i właśnie wtedy stanęła na przeszkodzie bratankowi. Po przybyciu na miejsce ku mojemu wielkiemu zdziwieniu okazało się, że jesteśmy pierwsi z Czwartego i po chwilowej "dumie" z tego osiągnięcia przeszedł obowiązek w wyznaczeniu zakwaterowania dla reszty kolegów i niepewność czy aby na pewno podołamy temu zadaniu. Z dzisiejszej perspektywy wydaje mi się, że jednak się udało bo reklamacji jakoś nie słychać było. Kiedy już wymościliśmy sobie posłania to w miarę przybywania wojska dało się zauważyć trend spadkowy w ubywaniu podwiezionego do samego fortu sianka a więc dawaj z Piotrem targać roleczkę całe szczęście drożnymi wewnątrz kazamatami do naszego leża. Uf udało się!
Po dobrze wypełnionej wieczornej służbie wreszcie można było się zrelaksować i przycupnąć przy pruskim ognisku. Mirka znaliśmy już z Będomina lecz ichnie wojsko tylko z twarzy z innych batalii i tak od człowieka do człowieka i byliśmy jedną kompanią. Powolutku przybywało też Czwartaków. Cichutko z boczku obozem rozbił się nasz Pułk 18ty sformowany z byłych obywateli Rzplitej z Białorusi. Jedzenia, picia nie brakowało i tak pierwsza noc zakończyła się rano ze znakomitymi wspomnieniami.
Dzień sobotni obfitował w coraz to nowe przywitania z bratnim wojskiem i coraz liczniej przybywającymi markietankami. Jak to zwykle bywa zająć się też trzeba było i obowiązkami jak choćby kręceniu tutek i sypaniu prochu do nich. Piotr w między czasie poproszony został do asysty w kościele jeśli dobrze pamiętam a potem i reszta wojska się udała na miejscowe uroczystości.
Na batalię przypadł nam obowiązek obrony "Reduty Napoleona" co zmaterializowało się kanonadą ze szczelin ogniowych w kazamatach. Ciekawa sprawa z tym słowem szczelina to chyba od szczelania. Po czasie niejakim wystąpiliśmy z zabytkowych murów na pole i stanęliśmy w linii jak to nam sztuka wojenna przykazała. Jakież wielkie było nasze zdumienie, kiedy okazało się że wroga słabo widać i to bynajmniej nie z racji odległości lecz szczupłości sił. Huczał coś tam pod lasem ze swej armaty, woltyżerów swych zapuszczał niemalże przed oblicze naszego starszeństwa ale przegrał z kretesem, przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Krótka defilada z prezentacją broni ku publice i powrót do fortu. Komenda „w miejscu rozejść się” pozwoliła na otarcie czoła ze zdumienia, kiedy wśród widzów zobaczyliśmy dopiero co przybyłych Białorusinów z Mohylewskiego Piechotnego Połka. W sweterkach poubierani byli, smutni jacyś jakby z powodu spóźnienia czy innej jakiejś straty. No cóż, docenić z tej perspektywy możemy co to znaczy nie być poddanymi cara, wolność szeroko pojęta, nieskrępowana granicami. Tu stawiam wniosek aby ichniego dowódcę uhonorować nagrodą jakowąź z powodu niedowiedzenia wrażego wojska na czas, na pole bitwy co dało nam upragnioną słodycz zwycięstwa.
A potem nastąpiła pora rozstań, szczęście, że nie wszystkich nas, choć byłoby fajniej Panie i Panowie pobiesiadować razem przynajmniej ten jeden wieczór i upajać się "wodą po walce co ma wina smak".
Wieczorkiem poszliśmy we czterech - jak na Czwartaków przystało - do obozu drugo wojennego. A tam wojsko już w koszarach na pryczach, na powietrzu nieliczni jak się okazało "szczytowopruscy". Prezentowany był film zmontowany z materiałów archiwalnych niemieckich z dopiero co zawartego rozejmu z września 1939r. Smutno było oglądać naszych żołnierzy mających być za chwilę jeńcami i Niemców częstujących ich papierosami, słowem komentarza tylko poprawiony o fakt wymordowania 500 jeńców z poddanego już fortu Zakroczym. Pokonani-niepokonani, bez amunicji, która została w składnicy w Palmirach, bez żywności, bez lekarstw, bez nadzieji. Ducha w ichnim obozie zagrzewał p.Zbigniew Dębko swym cudownym barytonem i porywającą grą na gitarze. Niosły się w mrok pieśni patriotyczne i piosenki żołnierskie, świetne wykonane, naprawdę super. Tak jeszcze dodam, że zdarzyło mi się usłyszeć pod swoim adresem słowa "wasza wysokość" wypowiadane przez podchmielone damy motocyklistów tam również obecnych, powiedzmy, że był to komplement. Kiedy powróciłem na epoki łono to zastałem zabawę wyśmienicie się rozkręcającą. W zaległościach biwakowania odrabiający straty przodowali spóźnialscy Białorusini a wśród nich jedna kobitka z gitarą przecudnie śpiewająca rosyjskie ballady o nieprzebranym repertuarze słyszalnym jeszcze późno w nocy. A i przy pruskim ognisku wrzawa serdeczna w najlepsze się zadomowiła. Blask ognia dodawał chyba skrzydeł pieśniom naszym z zapałem w narodowym języku śpiewanym. Czas na sen każdemu w końcu wybija a po nim zaczął się dzień trzeci. Po śniadanku ubywało nas coraz więcej aż ostatnia rota poszła na kwaterę naszego wodza naczelnego X.Józefa Poniatowskiego do Pałacu pod Blachą. Opustoszałe kazamaty jeszcze posprzątaliśmy z Horhe a z wyniesionej słomy usypaliśmy mały stóg na środku fortu, który po podpaleniu dał tyle żaru, że trzeba się było wycofywać pod ściany aby nosa nie przypalić.
W oczekiwaniu na rodzinkę swoją i Piotra udałem się na cmentarz forteczny powstały podczas oblężenia przez Rosjan. Grobów żołnierzy Xięstwa już nie ma, zastały starte przez wichry historii. Dużo jest niemieckich z nowoczesnym pomnikiem z wyrytymi nazwiskami tam pochowanych wiele polskich z I i II wojny a także z obrony przed bolszewikami. Podczas spaceru przyszły mi do głowy słowa pieśni "Jak to na wojence ładnie" a ściślej 6 zwrotka : A za jego trudy, znoje, Wystrzelą mu trzy naboje. I nie czekając aż mi się odwidzi szybko ubrałem się epokowo od pasa w górę i poszedłem na mogiłę żołnierzy z 1920r bo to oni obronili to czego myśmy nie zdołali. Strzeliłem trzy razy...
Witam,
Twierdza Modlin zrobiła na mnie oszałamiające wrażenie. Czułem się jakbym był na zamku Horeszków z ,,Pana Tadeusza''. Rozpalone ogniska, górujące nad nami gwiazdy, palący się świecznik a za nim oświetlony wizerunek Ks.Jóżefa Poniatowskiego dodawały niepowtarzalnego klimatu. Po wybraniu i przygotowaniu legowiska z Adiutantem udaliśmy się do ogniska Mira, przy którym trochę pośpiewaliśmy. Jednym słowem przeniosłem się 200 lat wstecz. Czekałem w skupieniu na kolejny dzień, rozmyślając jak musieli się czuć piechurzy w 1813r. broniąć twierdzy Modlin.
Pierwszy raz spałem na słomie i bardzo mi się spodobało.
W sobotę razem z piechurem Dimitrem z Bialorusi trzymaliśmy wartę honorową w czasie uroczystości przed pomnikiem Obrońców Modlina 1939. Dobrą godzinę stałem na baczność, pot spływał mi z czoła ale wytrzymałem. Myślałem w tym czasie o żołnierzach, którzy bronili naszej Ojczyzny. W czasie uroczystości byli też wymienieni jako obrońcy Twierdzy Modlin piechurzy z XW.
Rekonstrukcja nasza uważam, rozkręciła się gdy wyszliśmy z reduty. Chociaż wewnątrz warto było osłuchać się z echem huków dział (kolejne doświadczenie).
Uważam, że bitwa była ciekawa, mianowicie sekcje robiły wrażenie na widzach, trup niekiedy słał się na polu bitewnym, na koniec była defilada pułków a to jest ważne dla ,,oka'' widza.
Z moich spostrzeżeń bitwa powinna być przeprowadzona z ukosa, po przekątnej. Powinniśmy wyjść z tyłu reduty i iść w kierunku publiczności. Byłoby to trudne bo nie było dużo miejsca, niemniej jednak ludzie widzieliby nas ciągle przodem i byłoby to bardziej dla nich interesujące. My za szybko zostawiliśmy publiczność za sobą. Widzieli nasze plecy a we wroga to musieli się wpatrywać bo był on przez nas zasłonięty. Prawdopodobnie spowodowane było to rozłożonymi ładunkami wybuchowymi i planem organizatorów. W przyszłości można zasugerować lepsze ustawienie. Można pomyśleć o puszczaniu w czasie bitwy pieśni-marszy cesarskich Pepe. Publiczność poznałaby muzykę typową dla tamtego okresu (w niedzielę z Adiutantem byłem na rekonstrukcji wrzesień 1939 i w czasie bitwy obok narratora puszczane były pieśni patriotyczne-było to dobre połączenie - widziałem, że u niejednego widza łza w oku się pojawiła).
Dziękuję w Imieniu Mojej Żony Agnieszki i swoim za ciepłe przyjęcie w szeregi markietanek i syna Karola w poczet uczestników życia obozowego. Agnieszka z Karolem byli zachwyceni atmosferą panującą w obozie. Gratuluję Wszystkim, że zbudowaliście tak wspaniałą GRH.
Kończąc, stwierdzam - Reduta Napoleona to jest to coś.........
Pozdrawiam
_________________ Vive La France, Vive La Pologne, Vive La Napoleon Bonaparte
Ostatnio zmieniony przez Pius Piotr 2011-09-17, 20:28, w całości zmieniany 2 razy
Witam,
Udało mi się namierzyć faceta, który w Modlinie przy pomniku Obrońców Września 1939 r. robił zdjęcia w czasie jak pełniłem wartę honorową. Poprosiłem go aby przesłał mi te zdjęcia i inne dotyczące naszego pułku. Przesłałem je Filipowi aby wybrane umieścił na naszej stronie.
Pozdrawiam
Pietro
_________________ Vive La France, Vive La Pologne, Vive La Napoleon Bonaparte
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum